Septembar 2010 - II. Sarajevo


     Sarajevo zaczyna się zaraz po przestąpieniu progu autobusu, gdy witam się z kierowcą. Naokoło jeszcze Belgrad, a w środku z głośnika lecą pieśni o różach, mahalach i czardakach, pasażerowie mówią miękko i z półuśmiechem, w rozmowach pojawiają się nazwy sarajevskich dzielnic.

Dobrze jest być w Sarajevie.
Powodów jest zawsze mnóstwo. Niezliczone kawy, słodki smak wiśniowej shishy, przepyszne bośniackie torciki, barmani z czerwonej kawiarni, długie rozmowy nad rzeką, dziewczyny wystrojone na Bajram, łapanie taksówki w ścinającej z nóg ulewie, wyprawa na szczyt wzgórza, z którego widać całe Sarajevo, mimo, że mgła jest gęstsza od mleka, rakija, po której ciężko znaleźć drogę, a przede wszystkim historie, opowiadane z tym melodyjnym akcentem. I poczucie humoru, które określić może tylko jedno słowo - przedziwne.
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz